Wingfoil przebojem podbija lokalne i zagraniczne spoty. Wszystko wskazuje, że nie będzie to sport kilku sezonów, tylko nowa pełnoprawna dyscyplina obok kitesurfingu i windsurfingu. Osoby sceptycznie nastawione do nowych dyscyplin po raz kolejny nie miały racji. Podobnie było na przełomie XX i XXI wieku, kiedy nad Zatoka Pucką pojawiły się pierwsze latawce.
Podczas odkrywania nowej dyscypliny sportowej wiele aspektów, takich jak bezpieczeństwo, pionierzy muszą przetestować na własnej skórze. Ci pionierzy to w dużej mierze aktualni właściciele szkół kitesurfingu, wykładowcy PZKite czy dystrybutorzy sprzętu. Osoby, z których wiedzy i doświadczeń warto korzystać, a historie o ich początkach w sporcie to zazwyczaj z dzisiejszej perspektywy zabawne anegdoty, ale i wskazówki, jakich błędów unikać.
Nasuwa się więc podstawowe pytanie: jak bezpiecznie uprawiać wingfoiling i inne sporty wodne? Na pewno nieocenione będzie korzystanie z doświadczeń innych i zapoznanie się ze zbiorem zasad podanych w tym artykule, do czego gorąco zachęcamy!
Zadbaj o rozgrzewkę i przygotowanie fizyczne
Podobnie jak w większości sportów wyczynowych dobre przygotowanie fizyczne, a w szczególności rozgrzewka są kluczowe dla uniknięcia kontuzji czy wypadku spowodowanego kontuzją. Podczas uprawiania wingboardingu narażone są niemal wszystkie partie mięśni, a zwłaszcza obręcze barkowe, kolana i kostki. Solidną rozgrzewkę dla kiteboardera i wingboardera, w wykonaniu Michała Organiściuka, instruktora PZKITE i trenera personalnego ze studia Elektrownia, znajdziesz na stronie PZKite.org.
Mierz siły na zamiary
Wyjście na wodę jest zawsze kuszące, zwłaszcza w naszych warunkach, w których wiatru mamy niezbyt wiele i każda sesja jest na wagę złota. Pamiętaj jednak, że zakres wiatrowy w wingfoilingu jest nieco mniejszy niż w kitesurfingu. O ile w kitesurfingu możemy polegać na trapezie, to w wingfoilingu cała siła skierowana jest na ręce. Utrzymanie zestawu w okolicach 30 węzłów jest bardzo trudne i może się skończyć awaryjnym zwijaniem sprzętu na wywiewce. Jedną z największych przyjemności w wingfoilingu jest pływanie wave. Decydując się na pierwsze próby, warto wybrać słabo zafalowany akwen ze słabym przebojem. Wyjście przez przybój z falami w okolicach 1 m jest bardzo trudne, ponieważ by wystartować, potrzebujesz sporej głębokości, ok. 1m. Fale, które będą się na tobie załamywały, zrobią wszystko, żeby ci to utrudnić, wciskając cię z całą siłą w zestaw. Bardzo łatwo wtedy o uderzenie foilem, który działa niczym ogromny topór zanurzony w wodzie. Nieoceniony staje się chroniący ciało impact vest oraz jak zwykle kask – najlepiej zabezpieczający też uszy.
Poinformuj innych, gdzie i kiedy zamierzasz pływać
Wychodząc na wodę, często nie myśli się o tym, że może się wydarzyć wypadek, kontuzja uniemożliwiająca powrót do brzegu albo że zmieni się kierunek wiatru na wiejący od brzegu. Pomoc innych staje się w takim wypadku nieoceniona. Warto zawsze mieć na wodzie kogoś zaufanego, z kim wyjdziesz pływać, a na brzegu kogoś, kto co jakiś czas zerknie, czy jest wszystko w porządku. Wiadomo, że to nie zawsze możliwe, np. podczas spływów wzdłuż wybrzeża lub na drugi brzeg, powiedzmy z Pucka do Chałup.
Nigdy nie wiesz, kiedy sprzęt okaże się awaryjny, a tobie przydarzy się kontuzja. Warto, żeby ktokolwiek wiedział, że wybierasz się na sesję i gdzie cię szukać, kiedy nie ma z tobą łączności. A skoro jesteśmy przy temacie łączności. Mamy rok 2023, na rynku jest cała masa rozwiązań umożliwiających komunikację podczas sesji na wodzie. Sam korzystam ze smartwatcha, który już dwa razy uratował mnie przed płynięciem wpław z zestawem ze środka Zatoki Puckiej. Poza zegarkiem sprawdzi się telefon zamknięty w aquapacku (zdecydowanie polecam starsze telefony z klawiszami, bo wybieranie numeru telefonu na smartfonie zamkniętym w aquapacku, gdy zalewa cię fala, a ręce są zmarznięte, jest często niemożliwe).
Jak postępować, gdy dojdzie do zagrożenia?
Jestem kitesurferem od 2004 roku i nigdy nie miałem kontuzji na wodzie. Myślałem, że taki stan utrzyma się zawsze, ale w zeszłym roku zdarzył się wypadek odrabiający te zaległości. Pływając wave w Eumbace w Brazylii, na przeżaglowanym sprzęcie postanowiłem zrobić railey na desce 77 l i wingu 5 m. Tego dnia wiało stabilne 25 węzłów, a fale miały 1,5 m. Wysokość skoku wprawiła mnie w dumę, bo wszystko wyszło lepiej, niż zakładałem. Idealne zgranie czasu wybicia z foila i pracy wingiem. Uzyskana wysokość poruszyła moje ego, zaskoczyły mnie również moje umiejętności. Skok wylądowałem dziobem skierowanym w dół. Siła lądowania była na tyle duża, że złamałem kostkę przedniej nogi w trzech miejscach. Z dzisiejszej perspektywy wiem, że litraż deski był zbyt duży w stosunku do mojej wagi i manewru, który planowałem wykonać. Deska podczas lądowania nie miała okazji wystarczająco się zanurzyć w wodzie i tym samym zamortyzować skoku. Dodatkowym czynnikiem, który w tej sytuacji miał wpływ na kontuzję był wektor wykręcenia kostki w strapie, bo nie miała ona możliwości wyślizgnięcia się w kluczowym momencie.
Patrząc na połamaną kostkę i orientując się w sytuacji, zdałem sobie sprawę, że nie wypełniłem większości punktów z checklisty bezpieczeństwa, którą zawsze przekazuję swoim kursantom. Nikomu nie powiedziałem, że idę na wodę, nie miałem ze sobą telefonu ani impact vesta, a na dobitkę kierunek wiatru był side off shore, niosący mnie gdzieś na wydmy. Na pewno nie przybliżał do miejsca startu. Przed totalną katastrofą uratował mnie kolega, który od razu podpłynął do mnie po tym, jak zorientował się po, że zbyt długo leżę w wodzie. Otrzymałem wsparcie psychologiczne, co jest bardzo ważne w takiej sytuacji. Jurek poinformował osoby na brzegu, że za jakiś czas zostanę tam „wypluty” i będę potrzebował pomocy. Bez pomocy jego i osób na brzegu nie udałoby się przeprowadzić tej operacji bez znacznie większych szkód. Warto o tym pamiętać, decydując się na samotny spływ wzdłuż wybrzeża, zwłaszcza w obcym kraju.
Powyżej opisałem prawdziwe zdarzenie z listopada 2021 roku. Na tej podstawie można określić, co robić, gdy dojdzie do groźnej sytuacji. Pierwszy punkt z checklisty bezpieczeństwa, czyli poinformowanie innej osoby na wodzie, został wypełniony. Pomoc z motorówki byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale w tym wypadku okazała się niemożliwa. Pozostało udać się bezpiecznie do brzegu. W zależności od kontuzji – czy jest to górna partia ciała, czy dolna – trzeba dostosować technikę awaryjnego powrotu do brzegu. W moim wypadku była to kostka, więc mogłem bezpiecznie położyć się na desce i ustawić winga nad głową, żeby kierował mnie body dragami do brzegu.
Wcześniej zmieniłem leasha ze złamanej nogi na zdrową (rozważania, czy lepiej zapinać leasha do nogi, czy w pasie, to temat na osobny artykuł). W momencie zbliżania się do przyboju kluczowe było odpięcie zrywki od deski i pozostanie z samym skrzydłem. Tego dnia fale miały ponad 1,5 m i deska mogła stanowić niemal śmiertelne zagrożenie dla osoby czołgającej się przez przybój do brzegu. Deska bezpiecznie odpłynęła sobie w swoim kierunku do brzegu. Cały czas miałem ją w zasięgu wzroku, aby mieć pewność, że mnie nie znokautuje. Muszę przyznać, że wing doskonale się sprawdza jako „deska ratunkowa”. Warto trzymać go bardzo mocno za flag rączkę i tubę główną, żeby go nie wyrwało. Gdy dostałem się na brzeg, zaopiekowali się mną bliscy, ale wtedy pojawiły się kolejne pytania. Gdzie jest szpital? Czy na pewno opłaciłem ubezpieczenie? Jak z powrotem do kraju w takim stanie? Są to bez wątpienia kluczowe kwestie, które warto przeanalizować, decydując się na pływanie zarówno za granicą, jak i w kraju.
Cała historia skończyła się dla mnie w miarę dobrze i już kilka miesięcy później mogłem wrócić do asekuracyjnego uprawiania kitesurfingu i wingfoila. Dzisiaj wiem, że gdybym wypełnił wszystkie punkty z checklisty bezpieczeństwa, prawdopodobnie nie doszłoby do wypadku, a przynajmniej cała operacja przebiegłaby sprawniej. W moim wypadku nie zadziałał w szczególności: odpowiedni dobór sprzętu, mierzenie sił na zamiary oraz brak łączności z osobami na brzegu. Gdybym miał ze sobą kask, kamizelkę i poinformował kogoś na brzegu, że idę pływać, wypełniłbym wszystkie punkty w stopniu niemal wzorowym.
Jak unikać takich sytuacji? Na pewno nie przez zaniechanie pływania i rozwijania się, bo przecież w tym wszystkim chodzi o to, żeby jak najwięcej czasu spędzać na wodzie i robić nieustanne postępy. Opierając się na swoich doświadczeniach i wieloletnich obserwacjach zachowań na spotach, przygotowałem checklistę bezpieczeństwa, którą warto przeczytać przed sesją i upewnić się, czy większość z punktów została wypełniona. Pamiętaj jednak, że każdy spot jest inny i trzeba uwzględnić różnice.
Checklista bezpieczeństwa
- Zadbaj o swój komfort termiczny. Jeśli pływasz dopiero od kilku minut i jest ci zimno, pomyśl jak będzie ci zimno w sytuacji awaryjnej.
- Nie wychodź na wodę, jeśli masz wątpliwości co do swoich umiejętności. Mierz siły na zamiary!
- Zadbaj o łączność na wodzie (telefon, smartwatch, radio). Telefon po pomoc może uratować ci życie!
- Sprawdź dokładnie sprzęt przed wyjściem na wodę. Zwróć uwagę na mocowanie foila – czy nic się nie rusza? Sprawdź, czy skrzydło trzyma ciśnienie, a wszystkie zrywki są sprawne.
- Poinformuj kogoś na brzegu, że idziesz pływać. Zadbaj o asystę na wodzie. Zawsze bezpieczniej pływać we dwóch niż samemu.
- Zapoznaj się ze spotem, na którym będziesz pływać. Sprawdź, czy jest regulamin użytkowania spotu, wypytaj miejscowych o jak najwięcej szczegółów. Osoby pytające o takie rzeczy z reguły są oceniane pozytywnie w przeciwieństwie do samowolki na wodzie.
- Sprawdź, czy masz ważne ubezpieczenie. Jest to niezwykle istotne, zwłaszcza za granicą.
- Zorientuj się, gdzie jest najbliższy szpital i jakie są numery ratunkowe w miejscu, gdzie będziesz pływać.
To by było na tyle. Życzę ci jak najwięcej dni na wodzie i bezpiecznego pływania.