Z czym kojarzy się Kostaryka? Jeśli już w ogóle z czymkolwiek to z wyspą (którą nie jest), odnawialną energią (kraj wykorzystuje tylko i wyłącznie energię pochodzącą z tych źródeł) i rajem dla surferów (spoty zarówno na wybrzeżu Pacyfiku i karaibskim), Ale czy słyszeliście o kitesurfingu w Kostaryce?
To trzeba przyznać — Kostaryka za swoimi 2 (słownie: dwoma!) spotami nie znajduje się w czołówce kitesurfingowych destynacji świata. Nie znajduje się nawet blisko tej czołówki.
To miejsce to Playa Copal w zatoce Bahia Salianas nad Pacyfikiem zaraz przy granicy z Niakaraguą.
Woda jest tam słona, plaża kamienista, nie ma przyjemnej do nauki mielizny, często występuje zafalowanie i niezwykle silne szkwały, a na dodatek w okolicy zero atrakcji turystycznych, ale… ALE WIEJE!
Podczas sezonu od listopada do kwietnia wiatr jest gwarantowany. Używam słowa gwarantowany nie na wyrost. Spędziłam tam ponad 2 miesiące, podczas których zaledwie 4 dni były bezwietrzne, 4 dni z wiatrem przekraczającym 45 węzłów i jeden dzień, podczas którego zorganizowaliśmy pierwsze w historii tego kraju zawody kitesurfingowe!
Pura vida!
W Kostaryce wszystko jest “pura vida”(z hiszp. czyste życie). Pura vida mówi się zamiast dzień dobry, dziękuję, u mnie wszystko w porządku — pura vida, pura vida, pura vida. Tam czas jest pojęciem prawie niemierzalnym, liczy się uśmiech i przecież jakoś to będzie.
Ja i inicjatorka zawodów — francuska Clara, wiedziałyśmy, że choćbyśmy nie wiem, jak się starały, organizacyjnie te zawody będą nie tyle klapą, co po prostu “pura vida”;)
Powstało wydarzenie na facebooku, whatsapp aż się gotował, rumory o zawodach dotarły “nawet” do stolicy — ruszyłyśmy z zapisami. Lista startowa w porównaniu z zawodnikami, którzy faktycznie wzięli udział w zawodach mogłaby być zagadką z serii “znajdź 3 podobieństwa”.
Ogłosiłyśmy dwie konkurencje: Big Air oraz Race, obie w kategoriach męskich i żeńskich. Brak wpisowego. Na sędziów mianowałyśmy instruktorów lokalnych szkółek. Nagrody dla zwycięzców — wino/piwo w ilościach zależnych od zajętego miejsca.
Stara furgonetka i koc z Air France
Nadszedł ten dzień – 22 stycznia. Zbiórka organizatorów, sędziów i zawodników na spocie ustalona na godz. 8:00. Pierwszy start przewidziany o godz. 8:30.
O godz. 8:00 na spocie byłam ja i Clara.
Godzina 8:30 – ja, Clara i kilka żółwi.
Godzina 9:00 niespiesznie zaczęli się schodzić pierwsi zawodnicy.
Około godz. 10:00 brakowało już tylko jednego sędziego.
Szybka odprawa, warun doskonały, więc zaczęliśmy od Big Air.
Stara furgonetka zajechała na plażę i słuszne były wątpliwości, że może potem nie wyjechać. Jej klakson sygnalizował minutę do startu, start i zakończenie każdego heatu. Powiewający na wietrze czerwony koc linii lotniczych Air France obwiązany na kiju jako znak, że heat trwa. Zawodnicy walczyli do ostatnich sekund — było na co popatrzeć, a sędziowie nie mieli łatwo (to na serio piszę!).
My natomiast nie miałyśmy złudzeń, że ustalanie konkretnej godziny race będzie bezcelowe, więc zdecydowałyśmy, że rozpoczniemy “afterlunch”. O tym, w którym heacie wystartuje konkretny zawodnik, decydowała godzina jego powrotu z lunchu — proste. W międzyczasie sędziowie uznali, że też chcą spróbować swoich sił w wyścigu. Więc kiedy koc z Air France znów poszedł w górę, rozpoczął się pierwszy w historii Kostaryki kitesurfingowy race przy udziale zaciętych zawodników, rozentuzjazmowanej publiczności i braku sędziów! Kto pierwszy zbił wysoką piątkę na plaży, wygrywał heat i przechodził do finału.
Zawody podsumowaliśmy w jednej z restauracji w obecności lokalesów, instruktorów, kite-podróżników. Sportowa rywalizacja stała się cudownym pretekstem do celebrowania wspólnej pasji. Udało nam się zorganizować prawdziwe święto kitesurfingu, bo czy wyobrażacie sobie sytuację, kiedy jeden z zawodników niszczy latawiec i jego konkurent pożycza mu własny, żeby mógł wziąć udział w wyścigu? Pura vida Kostaryka. Pura vida kiteboarding.
Zobaczcie relację video z tego dnia. Jakość i montaż filmu idealnie oddają panującą atmosferę ;)